Nowe patyki i patyczki to zbiór bajkowych opowieści, z których większość to krótkie impresje na temat bądź jakiegoś wydarzenia biblijnego, bądź to codziennej rzeczywistości pełnej radości, smutków i słabości ludzkich. Bohaterami, oprócz tych biblijnych, są zazwyczaj dzieci wraz z doświadczeniami ich dziecięcego bytowania. I z pewnością są to już maluchy nieco starsze – takie, które zaczynają zadawać pytania nie tylko o sens historii Jezusa i innych bohaterów Pisma Świętego, ale również o motywy ludzkiego postępowania, o to czym jest dobro i jak się jego nauczyć.
Bajki księdza Twardowskiego, tak mocno osadzone w rzeczywistości, że większość z nich można śmiało nazwać historyjkami bądź impresjami. Oprócz oczywistego przesłania w postaci morału, często emanują humorem i poetyckością, która jest wspaniałym mostem między dorosłym a dziecięcym rozumieniem rzeczywistości.
I tak, wśród zgromadzonych w Nowych patykach i patyczkach opowieściach, odnajdujemy historyjkę o fryzjerze, który mówił wierszem, o cudzie jakim jest włos dziecka oraz o tym, jak Janek narysował trędowatego. Dzieci dowiedzą się również, dlaczego się panie odchudzają i ile tracą kiedy nie jedzą! „Jak mało wie o świecie ten, który nie chce jeść” – oznajmia autor. „A ten co za dużo je, nie zdaje sobie chyba sprawy, że na świecie są dzieci, które nie mają co jeść. Każdy święty musi wiedzieć dużo o jedzeniu” - dodaje.
W całej serii opowieści ksiądz Twardowski powraca do wartości, które najwyraźniej chce dzieciom przekazać. Dlatego też opowiada, i to niejednokrotnie z wręcz plebejskim uśmiechem, o sytuacjach które usiłuje zanalizować i wytłumaczyć. Na przykład jak tę o chytrym Janku, co nie chciał się podzielić wodą: „Woda moja, w moim kubku – nic ci nie da, ty półgłówku!” albo o wygodnym chłopcu, który „poduszkę kładł pod spodnie, aby siedzieć mógł wygodnie.” Ksiądz zachęca do uwagi i dokładności, jak wówczas, kiedy opisuje tych, co odkładają do skrzynek winogrona, dokładnie i staranie, by się nie pogniotły i by ci, co będę ja jedli, być może na drugim końcu świata, nie zachorowali.
Uwagę przykuwają też opowieści, kiedy ksiądz tłumaczy dzieciom, iż nie powinno się unikać sytuacji przykrych i niosących ze sobą cierpienie. Bez większych konfabulacji opisuje śmierć oraz przekonuje, że nawet to czego się boimy, burza czy trzęsienie ziemi, ma również swoje dobre strony. I zawsze zachęca do wyborów trudnych i odważnych: „Wybrać to, co jest nam nie na rękę – wybrać trudne a nie łatwe”. Argumentuje: „Święta Weronika była nie tylko dobra, ale i odważna”.
Ksiądz nie ma wątpliwości, że kosmosem zarządza jakiś wyższy ład i dlatego, jak tłumaczy, dąb rodzi żołędzie, śliwa śliwki, a kasztan kasztany. Zresztą przyroda, szczególnie wiejski krajobraz, jest głównym tłem historii. Stokrotka, która jest koszyczkiem kwiatów i należy do rodziny złożonych, bociany, wiśnia, czereśnia, a nawet „Pchła, która cieszy się kiedy schodzi na psy”.
Opowiadając o misjonarzach, mimochodem wspomina o różnorodności postrzegania tych samych rzeczy w różnych kulturach. I tak, na przykład, dla Afrykanów diabeł jest biały, a Matka Boska Japończyków chodzi z japońska parasolką. Jednak najlepszym misjonarzem jest kto? Jest ten, kto jest dla każdego dobry. Odpowiedź zapewne banalnie prosta, ale niejeden czytelnik przyzna w skrytości ducha, że nie wpadł na to tak od razu.
Ksiądz próbuje dociec, czym jest miłość a przy tej okazji na piedestale stawia wszystkich zakochanych. Mimo jawnej afirmacji miłości wskazuje też na mniej satysfakcjonujące warianty miłosnej przemiany, kiedy ukochana oblubienica po latach przeobraża się w kobietę o zdecydowanie mniej uwielbianym obliczu: „Blisko baldachimu i księdza, a w domu chuda jędza!” Miłość to wciąż okazja, by zapytać o tych wszystkich, których kochamy a w szczególności o członków naszej najbliższej rodziny. „Co tak naprawdę o nich wiemy?” - zapytuje ksiądz, zachęcając do dalszych wniosków.
Kolejna seria patykowych opowieści należy już do bohaterów biblijnych. Dzieci mogą wysłuchać historyjek o tym, jak napadli Pana Jezusa i jak św. Piotr rzucił się w jego obronie, a potem stchórzył. W historii o niewiernym Tomaszu autor przy okazji zapytuje, co to znaczy nawrócić się. Jak poetycko wyjaśnia „nawrócić się, to zobaczyć wszystko inaczej”. Pisząc o tym, jak Wacek chciał jechać do Jerozolimy, by bronić Pana Jezusa, ksiądz Twardowski nie tylko obnaża naiwność i nieskazitelne dobro dziecka, ale wskazuje na nas, dorosłych, jako wielkich dłużników dziecięcej wyobraźni i wrażliwości. Szczególną uwagę warto chyba zwrócić na opowieść o Drodze Krzyżowej. Wiadomo przecież, że opisanie tej właśnie części jezusowego życia w przypadku dziecięcego odbiorcy może jawić się jako zadanie wręcz karkołomne. Księdzu Twardowskiemu jednak to się udaje. Przetworzenie tego, co zbyt okrutne i niewyobrażalne dla dziecięcej wyobraźni w samotne spotkanie z tym, co boli (a przecież i dzieci mają prawo do posiadania takich przeżyć), wydaje się budzić czytelniczy szacunek.
Jest i cały kordon świętych: Marcin, Roch, Agnieszka, Elżbieta, Ludmiła, Piotr, ale ksiądz nie zapomniał o tym, by wspomnieć o świętych „nigdzie nie meldowanych” – o zwykłych dobrych ludziach, którzy ze swoim dobrem się nie obnoszą, a są święci już za życia.
W opowieściach odnajdujemy też większą część poświęconą Matce Boskiej i jej różnym obliczom. Jedno z nich, może wybrane dość subiektywnie, ale chyba najbardziej poetyckie: „Kiedy będziesz sam jak palec, kiedy będziesz błądził w pustce - idź na rynek, tam ją spotkasz jak tam chodzi sobie w chustce”.
Nowe patyki i patyczki to jednak nie tylko zbiór wierszy i przypowieści przeznaczonych dla dzieci. Z pewnością większość dorosłych czytelników czasem podejmuje tematy, od których nie stroni ksiądz Twardowski, kiedy zapytuje: czego boi się diabeł, czym jest dusza, czy umiesz podzielić się tym, co masz?
Oczywiście pewien sprzeciw mogą budzić treści, które obecnie są już mniej popularne niż wówczas kiedy Patyki i patyczki powstawały. Niejeden wegetarianin zmarszczy brew na wieść o tym, iż „Jeśli nie je się kiełbasy, nie zda się do pierwszej klasy”. Z pewnością też niejedna feministka skrzywi się z niesmakiem, czytając „Można rzucić się na draba, lecz się bać gdy przyjdzie baba!” A i same dzieci mogą popaść w lekką konfuzję czytając o tym, jak „bociany lecą do Murzynów przynieść im dzieci” lub jak wszyscy chłopcy, nie ważne czy posiadający trabanta czy poloneza, są równie ważni. Powszechnie wszak wiadomo, że Murzyn to teraz już niekoniecznie „kolega z Haiti” bądź afrykańskiego buszu, ale (by nie szukać za daleko) po prostu kolega z przedszkola, a trabant czy polonez to relikt przeszłości, ważny już przede wszystkim dla dziecięcych maniaków serii Samochody PRL-u. Podobne zdziwienie może wzbudzić we współczesnych dzieciach zachęta, by modlić się do jednego z Trzech Króli o dolary. No, ale któż wtedy mógł przewidzieć, że wejdziemy do strefy Euro, a co znaczyły wówczas dolary, wiedzą tylko rodzice, którzy jako dzieci dostawały prezenty z Peweksu. Lecz czy kwestie te nie mogą być wspaniałym pretekstem do dyskusji na temat tak zwanych „dawnych czasów”?
Ma, to całe pokoleniowe zamieszanie, swój wydźwięk pozytywny. Niezaprzeczalnie zaświadcza o tym, że od momentu kiedy Patyki i patyczki powstały, nie tylko nie ma już trabantów, ale wiele innych reliktów nieuświadomionych stereotypów. Na uwagę i wyróżnienie zasługuje również lektor, Aleksander Machalica, którego łagodny i zapraszający ton głosu jest niczym spokojna i mądra rzeka, do której ksiądz Twardowski wrzuca swoje Patyki i patyczki, aby mogły bezpiecznie dotrzeć do wszystkich dzieci i ich rodziców. Pozostaje tylko jeszcze jedna kwestia, ale tę – opisaną przez księdza w przypowieści „o chłopcu, co tak dużo czytał aż mu się wszystko pomieszało” już bardziej kieruję do instancji wyższych odpowiedzialnych za naszą reformę szkolnictwa. Tak czy inaczej, Nowe patyki i patyczki to lektura dająca do myślenia, której główne i najważniejsze przesłanie zdaje się być zawarte w dwuwierszu: „Koniec i bomba, nie kochał – więc trąba!”
Iwona Partyka jest autorką powieści „Faber”. Jej autorski blog: http://iwonapartyka.eu/