All-You-Need-Is-Book.blogspot.com
Lubię smutne książki, te o stracie, śmierci, radzeniu sobie z trudną rzeczywistością. „Pierwszy ogrodnik” autorstwa amerykańskiej pisarki Denise Hildreth Jones jest jedną z takich powieści. Historia Mackenzee i Graya boli, ale też niesie ze sobą piękne przesłanie i daje nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Powieść rozpoczyna się od opowieści Jeremiasza, ogrodnika w domu gubernatora stanu Tennessee, który układa kwiaty na świeżym grobie. Wiadomo, że stało się coś złego, teraz tylko czytelnik musi dowiedzieć się jak do tego doszło. Czas akcji cofa się wstecz. Poznajemy miłą rodzinę gubernatora Graya Londona. Piękna żona i pięcioletnia córeczka doskonale pasują do idyllicznego obrazka. Ale szybko okazuje się, że małżeństwu Londonów do pełni szczęścia brakuje drugiego dziecka. Mackenzee leczy się u specjalistów od niepłodności, poroniła już cztery razy i tylko ciążę z Maddie udało się donosić szczęśliwie. Mimo problemów kobieta nie traci nadziei, że wkrótce znów zostanie mamą. Codzienność biegnie swoim własnym rytmem, a obyczajowa część powieści zaczyna trochę nudzić. I właśnie wtedy wszystko się zmienia. Mała Maddie ginie w wypadku samochodowym, a Mackenzee trafia do szpitalna z ciężkimi obrażeniami. W tym przypadku urazy ciała to nic wielkiego, zagoją się i wkrótce przestanie boleć. Jednak utrata córeczki jest dla Mackenzee zbyt wielkim ciosem. Stopniowo kobieta zaczyna pogrążać się w coraz głębszej depresji…
Powieść Denise Hildreth Jones dosłownie wbiła mnie w fotel i sprawiła, że wylałam morze łez. Całą sobą przezywałam to, co działo się z Mackenzee i Grayem po śmierci Maddie. Autorka doskonale wczuła się w emocje rodziców, którzy przeżyli najgorszą z możliwych tragedii. W pewnym momencie byłam pewna, że ich życie powoli wróci do normy. Jednak kolejne nieszczęście brutalnie zgasiło delikatny promyczek nadziei. Zaczęłam się nawet buntować, że to nie tak miało być, że to dla nich zbyt wiele. Ale przecież życie bywa niesprawiedliwe, a nieszczęściach chodzą parami. Fakt, że bohaterowie są ludźmi powszechnie znanymi i dobrze sytuowanymi tylko podkreśla ich tragizm i przypomina, że w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy tacy sami.
Prawdziwą ozdobą powieści jest stary ogrodnik Jeremiasz. Wszyscy liczą się ze zdaniem tego prostego człowieka, bo w kilku zwykłych słowach potrafi zawrzeć prawdziwą życiową mądrość. Mężczyzna całym sercem pragnie pomóc Mackenzee, która nie może pogodzić się z tym co się stało. Co jakiś czas trzecioosobowy narrator informuje, że Jeremiasz wiele w życiu wycierpiał, choć dopiero na końcu dowiadujemy się co było tego przyczyną. Przyznaję, że taki obrót spraw całkowicie mnie zaskoczył i dołożył kolejnego plusika do odbioru całości. Inną ciekawą bohaterką jest żywiołowa Eugenia – matka Mackenzee. Autorka w interesujący sposób zestawiła charaktery dwóch kobiet, dwóch matek, które przeżyły tragedię. Eugenia straciła jedyną wnuczkę, ale nie poddała się rozpaczy. Uzbrojona w silną osobowość, musi walczyć o dorosłą córkę.
Powieść „Pierwszy ogrodnik” nie jest byle jakim babskim czytadłem, ale piękną, mądrą i życiową opowieścią o miłości i radzeniu sobie ze stratą. O samotności i beznadziei. O rozpaczy, która dzieli zamiast łączyć. O żalu tak wielkim, że zasłania cały świat. I złości – na siebie i Boga. Autorka unika łatwych rozwiązań i nie stara się łagodzić bólu rodziców po śmierci jedynego dziecka. Każdy musi przeżyć żałobę po swojemu, ale trzeba pamiętać, że rzadko jesteśmy sami w swojej rozpaczy. Obok nas są ludzie, którzy również cierpią, martwią się, chcą pomóc. No i jest jeszcze Bóg, na którego najłatwiej się obrazić (sama coś o tym wiem), choć to akurat do niczego nie prowadzi. Ale to każdy musi zrozumieć indywidualnie. Byleby tylko nie było za późno.
[Marta Kowalik]